Edmund:
Rozdział II:
Kiedy tylko nasz pociąg przyjechał na miejsce, zostaliśmy zabrani aby przygotować się na paradę trybutów. Dwie kobiety odprowadziły moją siostrę do pokoju na prawo, a ja poszedłem na lewo. Gdy wszedłem do środka, przywitał mnie chłód. Zimno… Okropnie zimno… Jedynym wyposażeniem tego pokoju było metalowe łóżko na którym miałem się położyć. Zdjąłem wszystkie ubrania i nagi czekałem, aż ktoś do mnie zajrzy. Po chwili zjawiły się dwie kobiety o śmiesznym wyglądzie. Miały niebieskie peruki, a na twarzy masę tatuaży. Uśmiechały się promiennie i poprosiły, abym się nie ruszał. Zostałem oczyszczony i nasmarowany różnymi maśćmi, a gdy skończyły swoją robotę do pokoju wszedł projektant ubrać.
- Możecie wyjść- powiedział do kobiet i spojrzał na mnie
- Wstań- Kiedy wykonałem polecenie, zlustrował mnie wzrokiem. Czułem się jak zwierzę, które rzeźnik podziwia przed śmiercią i zastanawia się czy jeszcze utuczyć, czy może tak wystarczy. – Nazywam się Rey. Nasz władca wymyślił, że musicie wyglądać jak postacie z waszych światów, więc skoro ty i Zuzanna byliście władcami Narni to będziecie nosić takie stroje. – Pomógł mi założyć zbroję, a także dopasował inne elementy. Kiedy wszystko prezentowało się jak należy, znów zmierzył mnie wzrokiem.
- Chcesz przejrzeć się w lustrze?- Skinąłem głową i usunął się na bok, aby zrobić mi miejsce przed ogromnym zwierciadłem. Włosy miałem zaczesane do tyłu, zbroja była srebrna, a na pozłacanej tarczy widniał rysunek lwa- Aslana.
- Świetna robota- pochwaliłem go i spojrzałem na drzwi, które się otworzyły.
- Czas zacząć paradę- Rey ruszył przodem i zaprowadził mnie do powozów konnych. Moja siostra już tam czekała. W czarne włosy miała wplecione kwiaty, a na sobie miała liliową sukienkę z godłem Narnii. Pomogłem jej wsiąść i zająłem miejsce obok. Nie musieliśmy trzymać wodzy, bo konie były doskonale wyszkolone. Do otwarcia wrót zostało parę minut, więc wykorzystałem je aby przyjrzeć się strojom innych reprezentantów. Tris i Tobias byli ubrani na czarno, podobnie jak Jace i Isabelle. Harry i Cho mieli na sobie szaty z Hogwartu, ale musieli być w innych domach, bo on miał czerwony krawat, a ona niebieski. Percy i Thalia byli ubrani w pomarańczowe koszulki z napisem: Camp Half Blood i również posiadali broń. Ona miała jakąś dziwną tarczę, a on miecz. Reprezentanci z czwórki mieli na sobie zwykłe ubrania tylko, że były nieco czystsze. W końcu jak można ubrać kogoś kto był w labiryncie? Spodobał mi się strój Rue i Prim. Obie wyglądały jak driady. Na głowach miały wianki, a na sobie niebieskie sukienki. Uśmiechały się niewinnie i trzymały za ręce. Chciałem dojrzeć stroje innych trybutów, ale wrota już się otwarły i nasz powóz ruszył. Po obu stronach znajdowała się widownia pełna dziwnych ludzi. Byli ubrani w kolorowe stroje, a na twarzy mieli pełno tatuaży. Machali do nas i uśmiechali się. Mimo, iż nie podobał mi się ich wygląd to odmachiwałem i razem z Zuzanną posyłałem im pocałunki, ponieważ wiedziałem, że musimy znaleźć sponsorów. W końcu zatrzymaliśmy się przed pałacem i szum ucichł. Na balkon wyszedł prezydent Pockes. Zlustrował wszystkie powozy wzrokiem i zaczął swoją przemową.
- Witam! Chciałbym oficjalnie rozpocząć III Igrzyska! Jutro trybuci udadzą się na jednodniowe szkolenie po, którym zostaną ocenieni. A my niecierpliwie czekamy na rozpoczęcie. Wesołych Głodowych Igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja!- Lud zaklaskał. Nie rozumiałem. Zawsze trybuci mieli trzy dni na trening, dlaczego skrócili nam czas? Czy nasza śmierć naprawdę była dla nich rozrywką? Czy naprawdę tak bardzo się nudzili, że chcieli już rozpoczęcia Igrzysk? Zuzanna chwyciła mnie za rękę i udaliśmy się do windy, która zawiozła nas na 8 piętro. Mieszkanie było piękne i bardzo luksusowe. Mieliśmy jadalnię, dwie sypialnie, dwie łazienki i wielki salon. Byłem zbyt zmęczony, aby oglądać telewizję, więc od razu udałem się do łóżka. Nękało mnie zbyt wiele myśli, a nie chciałem teraz o tym myśleć, więc wziąłem tabletkę na sen i odpłynąłem w ciemność.
Rozdział II:
Kiedy tylko nasz pociąg przyjechał na miejsce, zostaliśmy zabrani aby przygotować się na paradę trybutów. Dwie kobiety odprowadziły moją siostrę do pokoju na prawo, a ja poszedłem na lewo. Gdy wszedłem do środka, przywitał mnie chłód. Zimno… Okropnie zimno… Jedynym wyposażeniem tego pokoju było metalowe łóżko na którym miałem się położyć. Zdjąłem wszystkie ubrania i nagi czekałem, aż ktoś do mnie zajrzy. Po chwili zjawiły się dwie kobiety o śmiesznym wyglądzie. Miały niebieskie peruki, a na twarzy masę tatuaży. Uśmiechały się promiennie i poprosiły, abym się nie ruszał. Zostałem oczyszczony i nasmarowany różnymi maśćmi, a gdy skończyły swoją robotę do pokoju wszedł projektant ubrać.
- Możecie wyjść- powiedział do kobiet i spojrzał na mnie
- Wstań- Kiedy wykonałem polecenie, zlustrował mnie wzrokiem. Czułem się jak zwierzę, które rzeźnik podziwia przed śmiercią i zastanawia się czy jeszcze utuczyć, czy może tak wystarczy. – Nazywam się Rey. Nasz władca wymyślił, że musicie wyglądać jak postacie z waszych światów, więc skoro ty i Zuzanna byliście władcami Narni to będziecie nosić takie stroje. – Pomógł mi założyć zbroję, a także dopasował inne elementy. Kiedy wszystko prezentowało się jak należy, znów zmierzył mnie wzrokiem.
- Chcesz przejrzeć się w lustrze?- Skinąłem głową i usunął się na bok, aby zrobić mi miejsce przed ogromnym zwierciadłem. Włosy miałem zaczesane do tyłu, zbroja była srebrna, a na pozłacanej tarczy widniał rysunek lwa- Aslana.
- Świetna robota- pochwaliłem go i spojrzałem na drzwi, które się otworzyły.
- Czas zacząć paradę- Rey ruszył przodem i zaprowadził mnie do powozów konnych. Moja siostra już tam czekała. W czarne włosy miała wplecione kwiaty, a na sobie miała liliową sukienkę z godłem Narnii. Pomogłem jej wsiąść i zająłem miejsce obok. Nie musieliśmy trzymać wodzy, bo konie były doskonale wyszkolone. Do otwarcia wrót zostało parę minut, więc wykorzystałem je aby przyjrzeć się strojom innych reprezentantów. Tris i Tobias byli ubrani na czarno, podobnie jak Jace i Isabelle. Harry i Cho mieli na sobie szaty z Hogwartu, ale musieli być w innych domach, bo on miał czerwony krawat, a ona niebieski. Percy i Thalia byli ubrani w pomarańczowe koszulki z napisem: Camp Half Blood i również posiadali broń. Ona miała jakąś dziwną tarczę, a on miecz. Reprezentanci z czwórki mieli na sobie zwykłe ubrania tylko, że były nieco czystsze. W końcu jak można ubrać kogoś kto był w labiryncie? Spodobał mi się strój Rue i Prim. Obie wyglądały jak driady. Na głowach miały wianki, a na sobie niebieskie sukienki. Uśmiechały się niewinnie i trzymały za ręce. Chciałem dojrzeć stroje innych trybutów, ale wrota już się otwarły i nasz powóz ruszył. Po obu stronach znajdowała się widownia pełna dziwnych ludzi. Byli ubrani w kolorowe stroje, a na twarzy mieli pełno tatuaży. Machali do nas i uśmiechali się. Mimo, iż nie podobał mi się ich wygląd to odmachiwałem i razem z Zuzanną posyłałem im pocałunki, ponieważ wiedziałem, że musimy znaleźć sponsorów. W końcu zatrzymaliśmy się przed pałacem i szum ucichł. Na balkon wyszedł prezydent Pockes. Zlustrował wszystkie powozy wzrokiem i zaczął swoją przemową.
- Witam! Chciałbym oficjalnie rozpocząć III Igrzyska! Jutro trybuci udadzą się na jednodniowe szkolenie po, którym zostaną ocenieni. A my niecierpliwie czekamy na rozpoczęcie. Wesołych Głodowych Igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja!- Lud zaklaskał. Nie rozumiałem. Zawsze trybuci mieli trzy dni na trening, dlaczego skrócili nam czas? Czy nasza śmierć naprawdę była dla nich rozrywką? Czy naprawdę tak bardzo się nudzili, że chcieli już rozpoczęcia Igrzysk? Zuzanna chwyciła mnie za rękę i udaliśmy się do windy, która zawiozła nas na 8 piętro. Mieszkanie było piękne i bardzo luksusowe. Mieliśmy jadalnię, dwie sypialnie, dwie łazienki i wielki salon. Byłem zbyt zmęczony, aby oglądać telewizję, więc od razu udałem się do łóżka. Nękało mnie zbyt wiele myśli, a nie chciałem teraz o tym myśleć, więc wziąłem tabletkę na sen i odpłynąłem w ciemność.
* *
* * *
* * *
* * *
* * *
Zuzanna:
Dzień treningu. Na sali mieliśmy się zjawić koło dziewiątej. Z łóżka zbudzono mnie o 8 i zaczęłam się przygotowywać. Zjadłam obfite śniadanie, a następnie razem z Edmundem udaliśmy się na wyznaczone miejsce. Wszyscy już tam byli. Nie wiedziałam czy czują to co ja. Denerwowałam się dzisiejszym dniem. Chciałam aby trwał wiecznie, bo jutro już mieliśmy być na arenie.
- Witajcie na treningu, jestem Dorothea. Będę nadzorować wasze ćwiczenia. Macie na nie tylko jeden dzień, więc wybierzcie te, które uważacie za słuszne. O siedemnastej zaczniecie się prezentować. Te igrzyska będą inne, nie będzie transmisji na żywo, ponieważ sponsorzy ocenią was po wyniku, tak więc starajcie się. Powodzenia!
Musiałam wybrać. Łucznictwo odpadało, umiałam świetnie strzelać i nie potrzebowałam tracić czasu, aby się doszkolić. Walka z wszeloraką bronią też nie była mi potrzebna. Chciałam się dzisiaj nauczyć na przykład jak zdobyć pożywienie, jak rozpalić ogień i jak się maskować. Edmund poszedł do Jace’a. Od wczorajszego wieczoru się polubili i chyba chcieli zawrzeć sojusz. Podeszłam do instruktora, który pokazał mi jak rozpalać ogień. Próbowałam powtórzyć jego ćwiczenie. Za trzecim razem udało mi się wzniecić iskry, a następnie ujrzałam mały płomyk. Poszłam na kolejne stanowisko, gdzie przypatrywałam się jak Newt uczy Rue i Prim zakładać pułapki. Usiadłam obok, aby również wziąć od niego lekcję.
- Widzicie? Teraz zakładamy drut i gotowe- Chłopak uśmiechnął się do nas promiennie, a Rue powtórzyła jego ruchy i stworzyła drugą pułapkę.
- Świetnie- Chłopak pochwalił ją i przybił sobie z nią piątkę – Trzymajcie się mnie, a może uda nam się długo przetrwać – Newt zlustrował mnie wzrokiem. Czyżby on zawarł sojusz z Rue i Prim? Było to bardzo szlachetne, ale nie wiem czy sama bym tak potrafiła…
- Nie opuścimy Cię na krok- Prim wtuliła się w jego tors, a ja ruszyłam dalej. Poświęciłam trochę czasu na rozeznanie drzew, a pod koniec podeszłam do Edmunda, który ćwiczył z Jace’m.
- Jak wam idzie? – uśmiechnęłam się do nich.
- Jace będzie z nami w sojuszu. Mamy już taktykę- Edmund odłożył broń i przedstawił nas sobie.
- Spokojna głowa, wygramy to – Jace posłał mi szarmancki uśmiech.
- Tak? A co potem? Może pociągniemy losy?
- Jasne. Będziesz mogła ciągnąć pierwsza, bo jesteś kobietą- Znów pokazał swe ząbki, a ja wywróciłam oczami i za innymi poszłam do pomieszczenia, gdzie czekaliśmy na ocenę. Wchodziliśmy według dystryktów, więc byłam ósma. Usiadłam na ławce i czekałam na swoją kolej.
- Będzie dobrze.
- Ale ja nic nie potrafię- Prim spojrzała na Rue, która próbowała ją pocieszać.
- Wcale, że nie. Bardzo szybko biegasz, a także umiesz robić pułapki, możesz im to zaprezentować księżniczko- Newt posłał dziewczynce szeroki uśmiech po czym wszedł do środka. Wpatrywałam się w nie dwie. Mimo, iż nie były siostrami to tak się zachowywały. Nie mogłam zrozumieć, jak nasze państwo mogło pozwolić aby takie dwie małe istotki szły na śmierć. Po kolei wezwano Rue, Prim, aż w końcu nadeszła moja kolej. Od razu wiedziałam co zaprezentuję. Sięgnęłam po kołczan i przewiesiłam go przez plecy, a następnie wybrałam srebrny łuk. Był trochę cięższy od tych, które używałam w Narnii. Naciągnęłam strzałę na cięciwę i wycelowałam w tarczę. Udało mi się trafić prawie w sam środek. Powtórzyłam czynność i druga strzała utkwiła tuż obok pierwszej.
- Zuzanna Pevensee dystrykt 8- dygnęłam i ruszyłam do swojego pokoju. Nie było tak źle, ale aż do transmisji zżerały mnie nerwy. Może powinnam zaczekać co powiedzą? Może powinnam wystrzelić trzy strzały? Gryzłam paznokcie z nerwów oglądając wyniki innych. Jace dostał dziewięć punktów na dziesięć, Isabelle osiem, Prim i Rue po siedem, Newt osiem, Theresa również osiem, Harry otrzymał dziewięć, Edmund dostał sześć, a ja miałam osiem. Nie było tak źle, nie zapamiętałam ocen wszystkich, ale pamiętam, że było parę piątek i chyba tylko jedna dziesiątka. Udałam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam nad jednym: czy dam radę kogoś zabić?
Zuzanna:
Dzień treningu. Na sali mieliśmy się zjawić koło dziewiątej. Z łóżka zbudzono mnie o 8 i zaczęłam się przygotowywać. Zjadłam obfite śniadanie, a następnie razem z Edmundem udaliśmy się na wyznaczone miejsce. Wszyscy już tam byli. Nie wiedziałam czy czują to co ja. Denerwowałam się dzisiejszym dniem. Chciałam aby trwał wiecznie, bo jutro już mieliśmy być na arenie.
- Witajcie na treningu, jestem Dorothea. Będę nadzorować wasze ćwiczenia. Macie na nie tylko jeden dzień, więc wybierzcie te, które uważacie za słuszne. O siedemnastej zaczniecie się prezentować. Te igrzyska będą inne, nie będzie transmisji na żywo, ponieważ sponsorzy ocenią was po wyniku, tak więc starajcie się. Powodzenia!
Musiałam wybrać. Łucznictwo odpadało, umiałam świetnie strzelać i nie potrzebowałam tracić czasu, aby się doszkolić. Walka z wszeloraką bronią też nie była mi potrzebna. Chciałam się dzisiaj nauczyć na przykład jak zdobyć pożywienie, jak rozpalić ogień i jak się maskować. Edmund poszedł do Jace’a. Od wczorajszego wieczoru się polubili i chyba chcieli zawrzeć sojusz. Podeszłam do instruktora, który pokazał mi jak rozpalać ogień. Próbowałam powtórzyć jego ćwiczenie. Za trzecim razem udało mi się wzniecić iskry, a następnie ujrzałam mały płomyk. Poszłam na kolejne stanowisko, gdzie przypatrywałam się jak Newt uczy Rue i Prim zakładać pułapki. Usiadłam obok, aby również wziąć od niego lekcję.
- Widzicie? Teraz zakładamy drut i gotowe- Chłopak uśmiechnął się do nas promiennie, a Rue powtórzyła jego ruchy i stworzyła drugą pułapkę.
- Świetnie- Chłopak pochwalił ją i przybił sobie z nią piątkę – Trzymajcie się mnie, a może uda nam się długo przetrwać – Newt zlustrował mnie wzrokiem. Czyżby on zawarł sojusz z Rue i Prim? Było to bardzo szlachetne, ale nie wiem czy sama bym tak potrafiła…
- Nie opuścimy Cię na krok- Prim wtuliła się w jego tors, a ja ruszyłam dalej. Poświęciłam trochę czasu na rozeznanie drzew, a pod koniec podeszłam do Edmunda, który ćwiczył z Jace’m.
- Jak wam idzie? – uśmiechnęłam się do nich.
- Jace będzie z nami w sojuszu. Mamy już taktykę- Edmund odłożył broń i przedstawił nas sobie.
- Spokojna głowa, wygramy to – Jace posłał mi szarmancki uśmiech.
- Tak? A co potem? Może pociągniemy losy?
- Jasne. Będziesz mogła ciągnąć pierwsza, bo jesteś kobietą- Znów pokazał swe ząbki, a ja wywróciłam oczami i za innymi poszłam do pomieszczenia, gdzie czekaliśmy na ocenę. Wchodziliśmy według dystryktów, więc byłam ósma. Usiadłam na ławce i czekałam na swoją kolej.
- Będzie dobrze.
- Ale ja nic nie potrafię- Prim spojrzała na Rue, która próbowała ją pocieszać.
- Wcale, że nie. Bardzo szybko biegasz, a także umiesz robić pułapki, możesz im to zaprezentować księżniczko- Newt posłał dziewczynce szeroki uśmiech po czym wszedł do środka. Wpatrywałam się w nie dwie. Mimo, iż nie były siostrami to tak się zachowywały. Nie mogłam zrozumieć, jak nasze państwo mogło pozwolić aby takie dwie małe istotki szły na śmierć. Po kolei wezwano Rue, Prim, aż w końcu nadeszła moja kolej. Od razu wiedziałam co zaprezentuję. Sięgnęłam po kołczan i przewiesiłam go przez plecy, a następnie wybrałam srebrny łuk. Był trochę cięższy od tych, które używałam w Narnii. Naciągnęłam strzałę na cięciwę i wycelowałam w tarczę. Udało mi się trafić prawie w sam środek. Powtórzyłam czynność i druga strzała utkwiła tuż obok pierwszej.
- Zuzanna Pevensee dystrykt 8- dygnęłam i ruszyłam do swojego pokoju. Nie było tak źle, ale aż do transmisji zżerały mnie nerwy. Może powinnam zaczekać co powiedzą? Może powinnam wystrzelić trzy strzały? Gryzłam paznokcie z nerwów oglądając wyniki innych. Jace dostał dziewięć punktów na dziesięć, Isabelle osiem, Prim i Rue po siedem, Newt osiem, Theresa również osiem, Harry otrzymał dziewięć, Edmund dostał sześć, a ja miałam osiem. Nie było tak źle, nie zapamiętałam ocen wszystkich, ale pamiętam, że było parę piątek i chyba tylko jedna dziesiątka. Udałam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam nad jednym: czy dam radę kogoś zabić?